![]() Podeszliśmy pod budynek, w którym znajomy taty kończył prace remontowe dla swojej klientki a ja miałam jej pomóc w organizacji mieszkania po burzy jaką wykreowała tam ta odnowa. Budynek był tak wąski, że trudno było uwierzyć że mieści się tam mieszkanie. Gigantyczne okna wychodzące na ulice zdradzały ilość pięter, a jednocześnie miało się wrażenie, że budynek nie ma końca. Weszliśmy na schody, których wyślizgane, marmurowe powierzchnie zdradzały pamięć lepszych czasów tej wiekowej budowli. Na każdym piętrze znajdowało się jedno mieszkanie, do którego prowadziły gigantyczne metalowe drzwi z metalową zasuwą na środku. Mijając kolejne piętra miało się wrażenie podróży, na końcu której czeka nie mieszkanie a misja uratowania królewny w wieży. Mieszkanie okazało się jedną, otwartą przestrzenią. Od strony wejścia doświetlał je rząd potężnych drewnianych okien wcześniej widocznych z ulicy. Trzeba było nie lada siły żeby je unieść do góry otwierając. Drugi koniec przestrzeni był ledwo widoczny. Prostokątna powierzchnia zdawała się ciągnąć w nieskończoność i tylko majaczący w oddali rozmazany kształt okna wychodzącego na ciemne podwórko zdradzał jego mętne granice. Ceglana ściana ginęła w mroku. Powstawał niesamowity efekt, w którym mieszkanie od rozświetlonego wejścia wciągało nas w swoją głębie jak w tunel z niknącym światłem, który pomimo, że niedoświetlony zdawał się przytulny i ciepły. Stara podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Drewniana, ciemno brązowa, ze szczelinami pomiędzy deskami na szerokość palca. Wysokie sufity z pajęczyną instalacji elektrycznej i przeciw pożarowej sprawiały wrażenie bardziej fabrycznych. Z pokaźnego prostokąta jakim było całe mieszkanie, zostały wydzielone, łazienka, garderoba i sypialnia. W większości ściany zostały obłożone płytami gipsowymi i pomalowane na biało. Tylko na jednej zachowano oryginale cegły, ciemnoczerwone i nierówne, z których przy najmniejszym poruszeniu opadał pył tworząc na podłodze różowy pagórek przypominający kolory parków narodowych w Utah. ![]() Pomimo, że przez kolejne tygodnie przyszło mi w udziale ścierać budowlany kurz z drewnianych stoliczków miliard razy, to jednak było coś tak magnetycznego w tym wnętrzu, że chciało się tam zwyczajnie być. Wyobrażałam sobie, że jestem w filmie Woody Alena ; może “Hannah i jej siostry” kiedy Frederick próbuje sprzedać obraz w swoim lofcie. Klientka miała na imię Hope co oznacza nadzieję i może to właśnie jej imię, które uwielbiałam powtarzać, może tamto upalne lato a może atmosfera tamtego loftu zdecydowały, że dla mnie ten rodzaj mieszkania będzie zawsze miał wartość romantyczną. Pewnie dlatego kiedy widzę nowe budynki reklamujące się stylem loftowym, z cegłami na ścianach równiutkimi jak jabłka w supermarkecie, to nie mogę się powstrzymać, żeby nie przewrócić oczami.
Przechadzając się dzisiaj po ekskluzywnych butikach Soho trudno uwierzyć, że w latach 40-tych i 50-tych była to część miasta omijana szerokim łukiem. Brudna i niebezpieczna, uważana często za najgorsze miejsce do mieszkania. Nie jest więc zaskoczeniem, że dla nowojorczyków ten okres rozluźnienia prawa lokalowego jaki panował w latach 60-tych i 70-tych w połączeniu z nową energią jaką artyści tacy jak Andy Warhol, Patti Smith czy Robert Mapplethorpe wypełnili lofty dolnego Manhattanu kojarzony jest często z “odrodzeniem” dla miasta. Intryguje łańcuszek zmian jaki obserwujemy na Soho, w efekcie których nastąpiła gentryfikacja tych samych artystów, którzy przyczynili się do odrodzenia takich dzielnic jak Soho, Tribeca czy Chelsea. Na własne nieszczęście artyści byli magnesem dla marszandów sztuki. W kolejnych loftowych budynkach otwierały się galerie, co z początku sprawiało wrażenie ogromnego ułatwieniem dla handlu dziełami. Galerie przyciągnęły jednak bogatych nabywców, a ci zachwyceni atmosferą artystycznej bohemy zaczęli masowo wykupywać mieszkania. To był początek końca ery artystów na Soho zajmujących lofty często nielegalnie. Większości z nich, szczególnie początkujących, w krótkim czasie przestało być stać na mieszkanie w Soho. W latach 70-tych właściciele budynków loftowych w najbardziej charakterystycznych dla nich częściach miasta jak Soho, Tribeca czy Chelsea pozwolili lokatorom na ich adaptację pomimo, że znajdowały się w strefie przeznaczonej tylko do użytku handlowego i przemysłowego. W połączeniu z rosnącym popytem na nieruchomości zapragnęli oni jednak pobierać czynsze dużo wyższe niż te pierwotne. Konflikty kończyły się w sądzie a w ich efekcie w 1982 roku uchwalono prawo loftowe i powołano do życia komisję loftową. Głównym celem tych poczynań było wprowadzenie limitu nielegalnych adaptacji i zrównoważenia praw pomiędzy właścicielami i najemcami. W branży architektonicznej rozróżniamy pojecie loftu “prawdziwego” czyli przestrzeni, która naprawdę została zaadaptowana z przemysłowej na mieszkalną z zachowaniem większości pierwotnych elementów i przestrzeni, która tylko ma wyglądać jak loft. Proces, w efekcie którego w przeciągu kilku dziesięcioleci dzielnica Soho z zamieszkałej przez artystów płacących 100 dolarów rocznie czynszu stała się finansowo osiągalna tylko dla wybranych. Trudno nawet nazwać go procesem. Łatwiej można by to zobrazować jako krok robiony przez olbrzyma w siedmiomilowych butach w dodatku o ograniczonej wizji. Jedyne co dzisiaj dzieli potencjalnego nabywcę od zakupienia loftu w budynku, w którym jeszcze do niedawna rezydował David Bowie pod numerem 285 przy ulicy Lafayette jest niebagatelne 7 milionów dolarów i można się chwalić tym samym adresem. Proces, w którym artyści są siłą napędową często wykorzystywaną do zapoczątkowania zmian w zapomnianych dzielnicach nie jest ani niczym nowym, ani odkrywczym. Powtarza się w historii jak błędne koło czy to w Stanach Zjednoczonych czy na "starym kontynencie".
Można wiele powiedzieć o kierunku, w którym rozwinęło się Soho i oceniać zmiany jakie zaszły w dzielnicy od pamiętnych lat 70-tych po dzień dzisiejszy. Kierunek jest najzwyczajniej odpowiedzią na popyt. Jest to rozpędzona maszyna nie do zatrzymania. To co jednak zawdzięczamy tamtemu pokoleniu to nie tylko rozwój dzielnicy, ale rozwój tego wyjątkowego stylu w design’ie jakim jest styl loftowy, który w różnych postaciach, lepszych lub gorszych przetrwał po dzień dzisiejszy i jest fantastyczną odpowiedzią na kolejną formę adaptacji.
0 Komentarze
Odpowiedz |
AutorKarolina Hrabczak Duda Archiwa
Maj 2019
|