“Zmiany mają tendencję do wywoływania w ludziach poczucia ogromnego strachu” -Rem Koolhaas-
Nader tolerancyjny personel pozwalał nam jeździć bez celu wielką cylindryczną windą lub wchodzić po nic do przymierzalni w której zamiast luster zainstalowano panele video i kamerę robiącą zdjęcia na żywo. Około 100 lat po jego otwarciu wnętrz budynku zostało odnowione według projektu japońskiego architekta Arata Isozaki (zdobywca nagrody Pritzkera 2019, zaprojektował między innym Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej "Manggha" w Krakowie). Od 1991 roku aż do czasu otwarcia sklepu Prady budynek był siedzibą Muzeum Guggenheima na Soho. Kiedy znajdujemy się we wnętrzu sklepu to można odnieść wrażenie, że jest to eksperyment, a nie miejsce handlu. Faktem jest, że idea na jej butik w Soho powstała z przekonania właścicielki marki Mucci Prady, że "konsument zaczyna być znudzony doświadczaniem typowych luksusowych zakupów" i przyszedł czas aby wyjść naprzód jego oczekiwaniom i zaproponować alternatywę dla utartych reguł. Będzie to doświadczenie wychodzące poza ramy standardowego sklepu, szczególnie jeżeli proponuje on asortyment z najwyższej półki. Nie mogę się powstrzymać przed założeniem, że celem Prady w Soho miała być nie tyle sama sprzedaż co radość dla oczu i reklama marki, która z onieśmielających rejonów 5 Alei i Madison gdzie posiada ekskluzywne butiki o mniej ekstrawaganckim wnętrzu, wyruszyła na podbój Downtown. Punktem centralnym wnętrza jest element architektoniczny wykonany z drewna zebrano, którego Rem Koolhaas nazywa "falą". Prawie 55 metrowa rampa rozciąga się od głównego poziomu do "piwnicy". W ciągu dnia rampa której częścią są schody służy jako dostęp do niższego poziomu a także jako ekspozycja towaru. Wieczorami ten sam element może być wykorzystany jako sala koncertowa. Część fali pozbawiona schodów posiada panel który po otwarciu można przekształcić w scenę. Schody służą wtedy jako siedzenie dla publiczności. Prada nie mogła wybrać architekta, który lepiej zobrazowałby ten pogląd, ponieważ Rem Koolhaas podzielał jej teorię absolutnie. Pytany o swój projekt mówił: “próbowałem wstrzyknąć w ten projekt niestabilność aby stworzyć przestrzeń radykalną. Nigdy nie wiesz co tu zastaniesz”. Koolhaas sprzeciwiał się tworzeniu tak zwanych Flagship Stores ( ang. sklepy flagowe) a jego Epicentrum Prady miało być przeciw wagą dla czegoś co nazywał “syndromem sklepu flagowego” co w jego tłumaczeniu oznacza “megalomańską kumulację oczywistości.” Nie będzie przesadą stwierdzenie, że w Epicentrum Prady na Soho brakuje miejsca dla samego produktu. Wynika to z dążenia jej właścicielki do “zamętu”. Konsekwentnym pragnieniem Mucci Prady jest zderzenie jej odbiorcy z nieoczekiwanym. Epicentrum stało się wynikiem jej wiary w to, że “wnętrze sklepu może oferować doświadczanie przyjemności bez względu na to czy z wybranym towarem podążymy do kasy czy nie." W tamtym czasie, 18 lat temu sklep Prady był unikatowym i pod względem technologii jaką proponował, której oczywiście dzisiaj już nikt się nie dziwi i pod względem wypromowania całkowicie nowej koncepcji handlu dobrami, która równoważy sprzedaż idei ze sprzedażą produktu. Przy okazji wywiadu jaki Rem Koolhaas udzielił w 2017 dla magazynu Dezeen dowiadujemy się, że Manhattan był zawsze największym bodźcem w całej jego karierze architektonicznej. Nie sposób nie pochylić się w tym momencie nad faktem, że w 1978 roku ukazała się jego książka “Delirious New York, A Retroactive Manifesto for Manhattan” (polski tytuł Deliryczny Nowy Jork. Retroaktywny manifest dla Manhattanu), która uznawana jest za jedną z najważniejszych, współczesnych analiz miasta. Nowy Jork kazał mu jednak długo na siebie czekać. Od ukończenia Prady w 2001 roku minęło trzynaście lat i dopiero w 2014 otrzymał zlecenie zaprojektowania swojego pierwszego budynku mieszkalnego na Manhattanie. Ten wybitny architekt, zdobywca nagrody Pritzkera z 2000 roku mówi sam o sobie: “Jesteśmy otoczeni przez fatalistów, którzy widzą miasto w obliczu upadku. Ja w pewnym sensie automatycznie akceptuję zmiany. Próbuję odnaleźć drogę, w której zmiana może wzmocnić oryginalną tożsamość. Jest to dziwne połączenie, jednocześnie posiadania i nie posiadania wiary.” Przywilejem mieszkania, nie wspominając już o studiowaniu architektury wnętrz w jakiejkolwiek ze światowych metropolii, jest możliwość obcowania z wielką architekturą na co dzień. Można ścigać osiągnięcia wybitnych architektów po świecie i dla każdego zakochanego w tej dziedzinie możliwość “zdobycia” kolejnego budynku będzie się równała z absolutnym spełnieniem, ale kiedy każdego dnia można wejść do sklepu, usiąść w barze czy zjeść w restauracji zaprojektowanych przez naszych własnych mistrzów to architektura staje się bardziej przystępna, codzienna i naturalna. Nie traci na wartości ale zanika w niej ten silny ładunek muzealny, który często odczuwa się doświadczając architektury na światowym poziomie. Za powszechną uważa się wiedzę, że projekt wnętrza nie powinien przyćmiewać głównego produktu dla którego potrzeb został stworzony. Tak więc wnętrze sklepu powinno być uzupełnieniem dla towaru, w restauracji najważniejszy powinien być smak jedzenia i jeżeli okaże się, że krzesło, na którym siedzimy spożywając obiad staje się centrum zainteresowania wyprzedzając wyśmienity stek to wierząc stereotypom można założyć, że balans dopełnienia jakim powinno być wnętrze został zachwiany. W tym sensie zaskoczeniem będzie wnętrze Prady, które przemawia językiem głośniejszym do ludzi uwrażliwionych na sztukę, architekturę i design a nie tych, którzy chcieliby tylko przymierzyć buty. ***********Wszystkimi zdęciami do tego wpisu podzielił się ze mną Szymon Żmijewski za co bardzo mu dziekuję *********
0 Comments
|
AutorKarolina Hrabczak Duda Archiwa
May 2019
|