“ Studiuj naturę, kochaj naturę, bądź blisko natury, ona cię nigdy nie zawiedzie”- Frank Lloyd Wright. Gdyby zabrakło autora to powyższy cytat prawdopodobnie kojarzony byłby ze wszystkim tylko nie z architekturą. Można by go dopisać do menu wegańskiej restauracji, biura podróży promującego wycieczki przyrodnicze jak i również z powodzeniem mógłby się znaleźć w czołówce manifestu ruchu slow life. Przygnębia fakt, że najbardziej pożądane skojarzenie, architektury z naturą wcale nie jest tak oczywiste i bezwarunkowe jak być powinno. Jeżeli jestem w mniejszości nie uważając, że człowiek ma prawo czynić sobie Ziemię poddaną to jednak wytrwam w tej mniejszości do końca i nic nie zmieni mojego przekonania, że jesteśmy tu tylko gośćmi i jako tacy nadużywamy gościnności już od dawna a zmiany przychodzą bardzo powoli. Zdarza się, że oglądam program o architekturze, w którym właściciele domu przyznają, że jednym z priorytetów jakim kierowali się w fazie projektowanie to związek domu z naturą. Ich marzeniem było aby projekt wpisywał się w otoczenie a nie zaburzał go i był jak muchomor na zielonej łące. Boleję nad ilością “muchomorów” wokół mnie; w usprawiedliwieniu zrzucam winę na naszą historię i cenę jaką nasza rodzima architektura zapłaciła za wszystkie zawieruchy. W jakimś sensie to nawet fascynujące obserwować historię wyrytą trendami królującymi w naszych domostwach. ![]() Mówiąc o idealnym mariażu bryły z otoczeniem to chyba nie ma lepszego przykładu niż Fallingwater (ang. wodospad) zaprojektowanym przez Franka Lloyda Wright’a na zamówienie rodziny Kaufmannów. Ktokolwiek kto będzie miał szczególną przyjemność odwiedzać Nowy Jork raczej na pewno w pewnym momencie swojej wizyty uda się na Piątą Aleję żeby podziwiać muzeum Guggenheima, którego twórcą jest ten sam, największy architekt amerykański. Czy tylko po to aby zobaczyć niepowtarzalną, organiczną bryłę, czy po to aby wejść do środka i podziwiać antresolę w kształcie ślimaka zwieńczoną wyjątkowym świetlikiem, czy też po to aby zobaczyć ekspozycje i przejść przez słynne sale wystawowe, bez względu na cel wizyty, budynek ten na zawsze pozostanie w pamięci i nie pomylimy go z żadnym innym. Tym bardziej mogę zaskoczyć donosząc, że to jednak oddalony od Manhattanu o ponad 6 godzin jazdy samochodem Fallingwater jest uznany za największe dzieło Wrighta. ![]() Dom Kaufmannów położony jest w stanie Pensylwania, około 90 minut jazdy samochodem od miasta Pittsburgh. Nie ma opcji trafienia na niego przez przypadek czy też "po drodze". Do samego centrum dla odwiedzających trzeba dojechać samochodem przez las a od parkingu czeka nas jeszcze dojście przepięknie położoną ścieżką wsród drzew co nie powinno zająć dłużej niż 15 minut. Decydując się na jego zwiedzenie w większości przypadków jest to wycieczka zaplanowana właśnie w tym celu z możliwością zobaczenia może jeszcze czegoś przy okazji jak na przykład muzeum Andy Warhola w Pittsburghu ale raczej nigdy odwrotnie. Nie mniej jednak od momentu kiedy dom został udostępniony zwiedzającym w 1964 roku obejrzało go ponad 5 milionów miłośników architektury. Dom zwiedzać można tylko z przewodnikiem w grupach a bilety trzeba zakupić wcześniej przez internet. ![]() Ponieważ nie należę do ludzi cieszących się porankiem i przysłowie kto rano wstaje temu Pan Bóg daje to zdecydowanie nie moja bajka byłam rozczarowana kiedy jedyne dostępne bilety na dzień, w którym mogliśmy wybrać się do Pensylwanii okazały się być na 8:30 rano. Okazało się jednak, że pozorna niedogodność to najlepsza możliwa opcja i jedyny moment kiedy można zobaczyć dom bez turystów w tle. To był jeden z tych perfekcyjnych, wiosennych dni. Idealny błękit nieba i jeszcze chłodno o poranku ale jednocześnie wiesz, że dosłownie za chwileczkę promienie słońca wezmą Ziemię w swoje ciepłe objęcia i ogrzeją nas w swojej łaskawości. Dom nie uchyla nam ani rąbka swojej tajemnicy dopóki nie pokonamy leśnej ścieżki prowadzącej od centrum turystycznego. Położony w lesie jest zatopiony wśród drzew otoczony tylko śpiewem ptaków i szumem nieodłącznej wody, niewidoczny do ostatniego kroku który robimy idąc przez las. Przed oczami zwiedzających staje nagle, w całej swojej okazałości. W jakimś sensie prawie niepozorny a jednocześnie majestatyczny i onieśmielający. Ten moment kiedy cała nasza grupa stanęła przed arcydziełem Wrighta i zapanowała cisza, którą można by nazwać nabożną jest niezapomniany. Są takie momentu w życiu, które pozostawiają w nas niezatarty ślad i dla mnie to był właśnie jeden z tych momentów. Nie wiem na ile spotęgowany tym, że jestem projektantem wnętrz; każdy ma swoją indywidualną formę percepcji, niepodważalnie jednak na każdym bez wyjątku to miejsce robi wrażenie. Kiedy staliśmy tak w milczeniu patrząc na obłe charakterystyczne tarasy powoli zalewane słońcem to miało się wrażenie, że otwierają się drzwi do nowego zmysłu, zmysłu postrzegania i czerpania inspiracji. ![]() Kiedy w 1935 roku Frank Lloyd Wright został poproszony przez rodzinę Kaufmannów o zaprojektowanie dla nich ich domu weekendowego jego inspiracją stała się otaczająca go natura a dokładniej skała, woda i roślinność. Wzburzona woda kaskadowych wodospadów jest motywem przewodnim arcydzieła. Kaufmanowie zakochani byli w otoczeniu gdzie miał powstać ich dom, wyobrażali sobie jednak że zostanie on usytuowany tak aby z odległości mogli podziwiać ulubione wodospady. Ich architekt postanowił jednak popchnąć swój koncept o krok bliżej inspiracji i osadził budynek wsparty ponad nimi. Sytuując Fallingwater ponad wodospadem Frank Lloyd Wright dał najlepszy wyraz jednemu ze swoich podstawowych przekonań o konieczności pojednania człowieka z naturą. W dziejach wielkiej architektury powtarza się charakterystyczny wzór. Do stworzenia każdego dzieła potrzebny jest nie tylko geniusz wybitnego architekta ale również otwartość klienta i jego wiara w promowanie nowatorskich idei i rozwiązań. Owocna współpraca pomiędzy klientem a architektem jest możliwa tylko w oparciu o wzajemny szacunek i zaufanie. W tym sensie Frank Lloyd Wright i rodzina Kaufmannów stanowili perfekcyjny tandem. Projekt Fallingwater powstał w przeciągu kilku godzin oczekiwania na przybycie Edgara Kaufmanna. Tego dnia zapowiedział, że przybędzie do studia aby obserwować postęp prac nad projektem. Nie zdążył prześledzić żadnego etapu bo kiedy przybył na miejsce Frank Lloyd Wright miał już gotowe ręcznie zrobione szkice domu łącznie z nazwą Falingwater widniejąca pod rysunkami planu, perspektywy i sekcji. Te rysunki które były pierwszymi stały się zarazem ostatnimi. ![]() Wraz ze swoimi niezwykłymi dziełami Frank Lloyd Wright dał nam coś jeszcze, a mianowicie pojęcie architektury organicznej. Trend w architekturze promujący harmonię pomiędzy ludzkimi domostwami a światem naturalnym. Jest to koncept w którym otoczenie, budynek oraz jego wewnętrzne wykończenie stają się wspólną, nierozerwalną częścią jednej kompozycji. Granica pomiędzy światem zewnętrznym a wnętrzem domu zostaje zatarta. W domu nad wodospadem ten efekt został osiągnięty poprzez użycie tych samych kamiennych podłóg przechodzących z pokoju na taras. Narożne okna otwierają się na zewnątrz aby zaburzyć formę pokoju naturalnie kojarzonego z " czterema ścianami". Budowa Fallingwater została ukończona w 1937 roku i tego samego roku zdjęcie jego architekta ukazało się na okładce magazynu Time z rysunkami dzieła w tle. W roku 1938 Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MOMA) w Nowym Jorku poświęciło Fallingwater dwuletnią, wystawę objazdową. Niedługo pózniej charakterystyczny kształt ukazał się na okładkach magazynu Life i Architectural Forum. Zyskał miano najbardziej rozpoznawalnego domu na świecie. Przychodzi mi na myśl wolne tłumaczenie angielskiego idiomu ale jakże oddające to co zrobił architekt : podbił wyobraźnie świata (capture worlds imagination) Kiedy Frank Lloyd Wright pracował nad projektem domu nad wodospadem miał 68 lat. Nasuwa się wiele reakcji, z których "wow" jest najbardziej lakoniczną ale i jakże słuszną. Dla mnie to przykład ludzkiego geniuszu, przesuwania własnych granic i wiara we własne możliwości. ********Foto Karolina Hrabczak Duda********
0 Comments
Leave a Reply. |
AutorKarolina Hrabczak Duda Archiwa
May 2019
|