Przy Trzeciej Alei pomiędzy 58 i 59 ulicą mieści się budynek na pierwszy rzut oka dość niepozorny, posiłkujący się prestiżem bliskiego sąsiedztwa domu handlowego Bloomingdales. Większość przechodniów mijających charakterystyczną mozaikę przed wejściem oraz złoty uchwyt na drzwiach złożony z dwóch liter D odwróconych do siebie nie ma świadomości, że właśnie przeszli obok niepodważalnej mekki dla wszystkich projektantów w Nowym Jorku i nie tylko. ![]() Te dwie litery D jakby podpierające się plecami to logo tak zwanego w skrócie “D & D Building” za czym stoi pełna nazwa Decoration And Design Building. Na osiemnastu piętrach, do których dostęp ułatwia 10 wind, zawsze za powolnych, mieści się ponad 130 salonów wystawowych reprezentujących ponad trzy tysiące producentów tkanin, tapet, mebli, dywanów, oświetlenia, oraz wszelkiego rodzaju dodatków począwszy od złotego lwa a kończąc na diamentowej kuleczce do karnisza okiennego. Historia owej zacnej instytucji sięga 50 lat wstecz i szczyci się byciem “zarezerwowanej” dla tak zwanej “trade” czyli ludzi z branży projektowej. ![]() Każdy projektant chcą znaleźć szukany przez siebie materiał zwróci się pod wyżej wymieniony adres i z góry można założyć, że nie wyjdzie z pustymi rękami. Dla nas ludzi kochających piękne rzeczy ten świat jest tak zaczarowany jak sklep z czekoladą dla prawdziwego łasucha. Każdy salon ma swój charakter, w jednym, maleńkim będą tylko tkaniny, inne będą zajmować pół piętra i asortyment obejmie też meble, jeszcze inne będą zarezerwowane tylko dla tapet. Po kilku lub kilkunastu odwiedzinach zwykle mamy już swoje ulubione miejsca i pamiętamy, które są bardziej tradycyjne, a które bardziej nowoczesne. Z reguły większość projektantów zacznie od ekspozycji Kravet i to nie tylko ze względu na przystępność cen i ogrom asortymentu ale głównie przez zakątek z kawą. Dłużej niż z mapą całego budynku przyjdzie nam się oswoić z obsługą salonów. Ogólnie panujący snobizm tego miejsca narzuca pewnego rodzaju dystans i tak jakby nie pozwala poczuć się do końca swobodnie. Nie rzadko będąc w środku czułam się jak w reklamie Ralpha Laurena,zamrożonym kadrze rozkładówki Vogue’a z lat 80-tych. Wydaje się, że panie z obsługi ożywiają się tylko kiedy wchodzi ktoś znany lub już im znajomy od lat i zawsze wtedy kiedy pada duże zamówienie. ![]() Do D&D Building profesorowie z wydziału architektury wnętrz lub pokrewnych, wysyłają swoich studentów już od pierwszego roku studiów. Upokorzenie jakiego doznawaliśmy odwiedzając kolejne salony było przygniatające, dlatego najczęściej chodziliśmy tam parami. Naszym zadaniem było zdobyć odpowiednie próbki tkanin do fikcyjnych projektów wymyślonych przez nauczycieli. Wytrawne oko doświadczonego w handlu jak mało kto personelu zawsze odróżniło studenta od profesjonalisty. Jeżeli udawało się nam trafić na wpół podniesiony wzrok sprzedawcy i burknięcie ze wskazaniem pudła ze skrawkami, które inaczej poszłyby do śmieci, to był to udany dzień. Nieważne jak bardzo staraliśmy się nie wchodzić tam z plecakiem i udawać fachowców, wystarczyło jedno spojrzenie sprzedawcy i już wiedział, że nic nie zamówimy. Zdarzało się, że pudła ze skrawkami dla studentów znajdowały się na zapleczu salonu. Sadowiliśmy się wygodnie na podłodze pomiędzy biurkami, okruchami jedzonego przez personel w pośpiechu lunchu i stertą kolorowych ścinek. Panowała charakterystyczna senna atmosfera. Zapach wykładziny mieszał się z zapachem tkanin i tuszu drukarki. Wtedy siedząc na tej podłodze już wiedzieliśmy, że nie zamienimy tego na nic innego w życiu. Projektowania nie da się oszukać, nie da się też oszukać samego siebie, że w sumie moglibyśmy robić coś innego ale dlaczego nie to. Projektantem się nie zostaje, projektantem się rodzimy. ![]() Nie da się ukryć że kiedy wreszcie po skończonych studiach otrzymujemy wszystkie uprawnienia, które dają nam przyzwolenie do korzystania z usług D&D w pełnym wymiarze, to pojawia się też cień satysfakcji. Z przygarbionego studenta awansujemy na nabywcę i role się odwracają. Żeby móc dokonać transakcji w danym salonie to jesteśmy zobowiązani otworzyć w nim konto. Oprócz bardzo podstawowych informacji o naszej działalności potrzebujemy też numer dokumentu który uprawnia nas do odsprzedaży produktu naszemu klientowi. W recepcji każdego salonu otrzymamy plik bloczków i ołówek i możemy przejść do najlepszej części czyli poszukiwań. Będzie nam dane dotknąć setek próbek, będziemy przebierać we wzorach aż znajdziemy pierwszą, która wydaje się być jedyną ale za nią zaraz są następne i następne. Kod każdego znaleziska zapisujemy na bloczku i oddajemy do recepcji gdzie już tylko pozostaje odebrać odcięte mniejsze kawałki większych próbek do pokazania klientowi. Moim planem zawsze było znaleźć wersje bezpieczną i pośrednią żeby na końcu móc wyciągnąć jak królika z kapelusza moją upatrzoną, wybraną i jedyną, najodważniejszą. Na odwiedziny w D&D wybierałam dni kiedy miałam więcej czasu i mogłam bez patrzenia co chwilę na zegarek usadowić się wygodnie w wybranym salonie na przytulnej sofie z toną poduszek, z której każda była reklamą innego wzoru. Zakopana w tych poduszkach i nadmiarze materiału mogłam tak siedzieć bez końca słuchając plotek, podejmowanych wyborów i na chwilę stać się częścią dość mało realnego świata. Najciekawsze zlecenie, z którym przyszło mi się zmierzyć w D&D to znalezienie tkaniny tapicerskiej wykonanej z włosia końskiego w ładnym pasującym do wnętrza kolorze. Było to również pierwszy raz kiedy usłyszałam w ogóle o istnieniu tkaniny z włosia nie mówiąc już o kolorze. Wydawało by się, że w miejscu, w którym bez trudu znaleźć można biurko z wybielonej skóry pytona, tkanina z włosia to będzie wręcz igraszka, jednak jej znalezienie zajęło kilka miesięcy. No bo przecież kto chciałby szare włosie? Według danych New York Times z 1985 roku każdego dnia Decoration And Design Building w godzinach otwarcia pomiędzy 9 i 17 jest odwiedzany przez około 2000 gości. Nigdy nie stanie się atrakcją turystyczną i może tak jest lepiej. Nie trafi do przewodników. Nadal wielu przechodniów nie będzie świadoma tego co mieści się za ciężkimi szklanymi drzwiami i dokąd prowadzi długi korytarz z posadzką niezmienną od prawie dwudziestu lat. A prowadzi kochani, na plac zabaw, prawdziwy designerski plac zabaw. ******serdeczne podziękowania dla Zuzanny Żmijewskiej Walczak za nieocenioną pomoc
przy wykonaniu wszystkich zdjęć do tego wpisu*******
0 Comments
Leave a Reply. |
AutorKarolina Hrabczak Duda Archiwa
May 2019
|